SMUTEK-3_.jpg

Smutek i o jego zdolnościach do zamrażania woli życia. Przewrotnie o tym, dlaczego warto już teraz umówić się u psychologa

  13-09-2023 przez Iza Janaczek

Coś się dziwnego porobiło w tym naszym świecie. Zachorował na smutek. A wielu z nas – razem z nim.

Choroba ta ma bardzo zróżnicowane objawy. Jednym z nich jest szeroki uśmiech (nie sięgający jednak oczu) i ożywiony ton, w którym, wnikliwy obserwator, nie doszuka się jednak prawdziwego ożywienia a dostrzeże jedynie to wystudiowane.

Po prawdzie patrząc na takie „objawy” trudno się zorientować, z czym mamy do czynienia. Potrzeba uwagi oraz uważności, by odróżnić i zdiagnozować, czy mamy do czynienia z chorobą duszy, czy nie. To trudne wyzwanie, bo świat wyrzucił zegarki przyjmując obligatoryjnie, że nie ma co patrzyć na czas, bo i tak na wszystko jest już za późno… Temu pędzi, nie patrząc na boki, a jedynie na zawieszoną nad nosem marchewkę. I to byłoby na tyle, w kwestii uważności wobec bliźniego. Mamy z nią problem, w zasadzie taki sam, jak z uważnością wobec siebie samych.

Nie reagujemy gdy źle śpimy lub gdy tracimy apetyt i bliskich… Pędzimy dalej, gdy alergie, stany lękowe i wypalenie. Z każdego z tych objawów wyziera smutek. Nie jakiś taki chwilowy, lecz permanentny i nie dający się rozproszyć.

SMUTEK-5-1.jpg

Wokół same głośne dzwonki dające znać, że to już czas. Że trzeba coś zrobić, przedsięwziąć i zadziałać. Kolejki do psychologa lub psychiatry, sięgają roku 2030 i dalej. Należy więc już profilaktycznie się teraz wpisać, by, potencjalnie, nie przegapić tak pięknie zapowiadającej się katastrofy. Wszak o zaburzeniach mentalnych lepiej nie mówić, bo choć to wiek XXI to przyznawanie się do nich jest takim samym wstydem jak do tego, że rodzony brat stryjka okrada staruszki. W parku. Gdy, o zgrozo, karmią kaczki.

Żyjemy więc w poczuciu pewnej nieuchronności. Uśmiechając się uśmiechem, który nie sięga oczu, czekając na piękną katastrofę, której jesteśmy architektami, reżyserami i – głównymi aktorami. Sponsorem imprezy natomiast jest – smutek.

No właśnie. Smutek. Małe słowo z wielką mocą rażenia. Czy smutek może mieć jednostkę miary? A jeśli tak, to w czym go mierzyć? Mały smuteczek w gramach i pojedynczych łezkach, a wielki smucior w tonach lub hektolitrach łez? Czy tak będzie wystarczająco? Być może. Na dobry początek.

Smutek to taka książkowa romantyczna przypadłość, opisywana w powieściach. Kojarzona z tęsknotami za miłością i lepszym życiem… Jest ulotny, zwiewny i słodko-gorzko-tajemniczy. I choćby jak go dopasowywać to nijak nie pasuje do stanu, jaki uczucie to potrafi wywołać, gdy złapie człowieka w swoje szpony.

A smutek ma ukryte antytalenty. Dalekie od romantycznych dywagacji książkowych postaci. Smutek potrafi przygniatać i odbierać siły…
Siada na ramionach, tak mocno, że nie da się ich wyprostować.
Osadza się w kącikach ust, tak, że opadają tworząc nienaprawialne żadnym magicznym kremem ścieżki goryczy.
Ściska klatkę piersiową, tak że trudno nabrać powietrza by móc poczuć znów, że się żyje.
Odbiera zadania rękom. Wiszą więc puste, bezczynne, mimo, że tyle mają pracy. Lub leżą na biurku niezdatne do wykonania żadnego ruchu.
Pęta nogi, które coraz wolniej zmierzają w obranym kierunku, by z czasem zatrzymać się zupełnie w poczuciu absolutnej niemocy.
Wreszcie, odbiera światło oczom przez co, w ciemności, jaką zrodził on w głowie, trudno wypatrzyć choć małej iskierki nadziei…

SMUTEK-2.jpg

Smutek, to podstępny drań. Młodszy brat rozpaczy, traktowany ulgowo i pomijany, bo, jak się utarło, problemowa jest raczej jego siostra. Niestety, co dostrzegane jest po czasie – taka postawa to błąd. I to duży. Bo ignorowany smutek daje efekt kuli śniegowej. Toczy się niepozorny, maleńki, lecz niezatrzymywany przybiera na masie i objętości klejąc do siebie inne samoprzylepne złe uczucia , które lgną do człowieka jak magnes. Te samoprzylepne uczucia to wyobcowanie, nadmierny samokrytycyzm, samotność, złość, pustka i strach, ból istnienia, niezrozumienie…

Smutku nie widać. Smutek czuć. Przychodzi ostrzegawczym przymrozkiem by, gdy nie zostanie przegnany w odpowiednim czasie, pozostać, jako dominujący, ciągły chłód. Bez względu na to, co na siebie włożymy i tak przemarzamy od tego wewnętrznego chłodu. Aż po ostatnią ciepłą myśl. Bo cóż da ubieranie się na cebulkę skoro ten ziąb przychodzi od środka? Na to trudno się przecież przygotować.

SMUTEK-4.jpg

I choć za pasem cudna złota ciepła jesień, choć słońce grzeje jeszcze dość mocno, zapraszając do celebrowania odchodzącego powoli czasu światła, to wkoło wiele przemarzniętych, smutnych ludzi. Kulą się oni od wewnętrznego zimna. Przemykają przez kolejne dni, tocząc wkoło niewidzącymi oczyma. Bez dostrzegania tego całego piękna, które, przy odrobinie dobrej woli mogłoby ich, być może, uratować. Gdyby tylko zostało dostrzeżone….

Niestety, my ludzie smutnego świata, jesteśmy mistrzami w przegapieniu ostatnich szans. Z opuszczonymi ramionami, z oczyma bez blasku i zaciśniętymi ustami idziemy, pędzimy wręcz przed siebie, nie widząc szans na lepszy czas… A szanse te pojawiają się, jak w komputerowej grze. Raz za czas. To tu, to tam. Serducho lub fanty mocy. Wystarczy uważność i refleks i już – wpada dodatkowe bonusowe życie W realu wygląda to całkiem podobnie, choć nikt nie zagwarantuje nam kolejnego i następnego życia. Jednak, dostajemy coś lepszego – sami sobie możemy wymoderować to, które już mamy. I to tak wspaniale, by było życiem wszystkich żyć.

Nie ma co czekać. Bowiem, niepozorny, z pozoru błahy problem, taki, powiedzmy „mały smuteczek” ma brzydką tendencję, by zamienić się w dojmujący wielki żal, permanentne przygnębienie lub swojską depresję, którą wszyscy znają, każdy słyszał – ale jak przyjdzie co do czego – nikt nie kojarzy, w myśl zasady, że o problemach psychicznych – cicho, sza!… A one przecież są. Przyczajone i czekające. Zamknięte z tyłu głowy i zabarykadowane innymi nierozwiązanymi sprawami, a także pracą, złą dietą i co najważniejsze, brakiem czasu dla siebie.

Ani się spostrzeżemy, jak z 6-pasmowej autostrady zjedziemy na dziurawą ścieżkę nad przepaścią…

Wtedy żadna dieta, zielona terapia i wsłuchiwanie się w siebie nie będą w stanie na pstryk wyprostować nam ramion i wdmuchać w płuca wolę życia. A zważywszy, że terminy do specjalisty dalekie jak droga na Księżyc i z powrotem, Polaku – zrób to sam. Zawalcz o siebie już teraz. Lepszego terminu naprawdę możesz nie dostać.

Dzień dobry, dobrzy ludzie

SMUTEK-7.jpg

Napisz komentarz
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Napisz odpowiedź
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na